Salim Darwish

Kawałki z książki

Poznaj wnętrze



Tutaj będziecie mieli szansę poczytać i troszkę zaznajomić się z moją książką. Co jakiś czas pojawiać się będą rozdziały z książki, zdania i cytaty.
Serdecznie zapraszam do czytania





 


"Dotyk księdza"

„Zwyciężajcie nienawiść miłością,
nieprawdę – prawdą,
przemoc – cierpieniem”.
Mohandas Karamchand Gandhi
Osobom,
które utraciły wiarę w człowieka,
ale nie w Boga
oraz Ghazaleh, Wandzie i Adamowi
– osobom bliskim mojemu sercu.

Podziękowania
Pragnę podziękować rodzinie i najbliższym przyjaciołom, osobom, które wsparły mnie w pisaniu tej powieści. Jest to podziękowanie za wspólny czas, spędzony z ludźmi, z którymi dzieliłem się zdobytymi materiałami, za to, że nie mówili dosyć. Dziękuję za dotrzymanie mi towarzystwa w okresie powstawania tej książki.
Dziś dziękuję w pierwszej kolejności moim bohaterom, chłopcom, którzy podzielili się ze mną swoimi historiami, za to, że dali pozwolenie na wyjawienie ich dramatu.
Dziękuję wydawnictwu Poligraf za kontynuację naszej współpracy.
Podziękowania składam też patronowi medialnemu: portalowi studenckiemu www.dlastudenta.pl .
Dziękuję czytelnikom i moim fanom, tym, którzy czekali na pojawienie się kolejnej książki na półkach księgarni. Tym wszystkim, którzy mi kibicują i mnie wspierają.
Dziękuję księżom, z którymi dotychczas nawiązałem znajomości. Duchownym, którzy traktują swoją służbę jak prawdziwe powołanie Boga. Wszystkim tym, którzy udostępnili mi archiwalne dokumenty przydatne do pisania książki i podzielili się swymi opowieściami.

Książka oparta na prawdziwych wydarzeniach.
Historia nie dotyczy autora powieści.
Zbieżność osób, imion, nazwisk
i miejsc została zmieniona na potrzeby tej książki.
Wszelkie nazwy są przypadkowe.
 
Podziękę składam osobom, które w moim życiu odegrały rolę artysty nie tylko tego na scenie. Za to, że pojawiły się na mojej ścieżce życiowej. Starszym i młodszym. Za ich uśmiech, pogodę ducha, za dobre słowo.
Podziękowania składam również Karinie. Kobiecie, która nie poddaje się w walce z niesprawiedliwością. Kobiecie, która jest zdeterminowana w dążeniu do szczerej prawdy. Zalicza się do tej mniejszej części ludzi, która nie tylko mówi, ale także swoje słowa wciela w czyny.

I oczywiście dziękuję moim kochanym, drogim Rodzicom. Za codzienność bycia razem i znoszenie moich małych kaprysów.
Niech więc zacznie się pisana czarnym atramentem historia. Bohaterowie, zjawiska, krwawa prawda o nich, której nie da się już zatamować, musi wypłynąć na wierzch, zabrudzić atmosferę, aby powietrze stało się potem nieco lżejsze. Nie uciekajmy, ale mierzmy się z krokami, które dawno zostały w tyle. Rzadko kiedy wiem, gdzie może mnie zaprowadzić ścieżka, po której się poruszam, którędy powinienem iść, aby nie zabłądzić. Chcąc nie chcąc i tak jesteśmy na to zdani. Zacznijmy więc wspólnie kruszyć lód, którym jest skuta książka Dotyk księdza.

„Nikt z nas nie chce być niewidomy.
To czemu się nim stajemy,
gdy dzieje się czyjaś krzywda…”.

Prolog
Był taki miły, aż za miły, cały czas się uśmiechał. Kto by pomyślał, że pod tą pierwszą warstwą jego twarzy kryje się kolejna, grubsza i trudniejsza do zdrapania. Warstwa nieobliczalnego człowieka. Wygłaszał kazania, kazał się nawracać, a sam wspinał się na przeciwny szczyt niż dobro. Niby niewinne żarty, spotkania, lecz potem już głaskanie, nieprzyzwoite propozycje, zaproszenia i dotyk, który był tak daleki od przyjacielskiego. Dotyk, który dawkowany był jak lekarstwo, każda kolejna porcja, podawana wręcz dożylnie, była coraz większa. Nie wolno było stawiać oporu, opierać się, mówić NIE. Za to groziły surowe kary. Szacunek dla sutanny musiał być oddany należycie. Do sutanny, niekoniecznie do osoby, która ją nosi. Myślał, że skoro jest duchownym, to wolno mu więcej niż lekarzowi, nauczycielowi, barmanowi, prawnikowi czy fryzjerowi. On przecież był błogosławiony, lecz ja miałem wrażenie, że z każdym jego nieczystym czynem stawał się przeklęty. Nigdy mu nie drżały usta, kiedy całował, nigdy nie drżały ręce, kiedy dotykał, nigdy nie budziło się w nim sumienie, kiedy zaczynał i kończył, nigdy nie przestał, nawet w myślach. Bo nauczył się dążyć do własnych celów, nawet po trupach. Nie przyjmował odmowy, wymazał to słowo ze swojego słownika. Były wizyty w domu, wspólne posiłki i grane role. Wplątywał w swoje igraszki młodych chłopców, jeszcze dzieci. Wynagradzał wszystko pieniędzmi, traktował znajomości bardzo powierzchownie. Ciało chłopca było dla niego jak lalka, kukła, manekin, który można ustawiać według własnych upodobań. Była to zabawka, jednak z żywym sercem, rozumem i oczami, które widziały i zapamiętywały. Był panem nad panami, tak twierdził. Chłopcy milczeli, zwyczajnie się bali, to właśnie strach ich paraliżował przed mówieniem. Niemożność wypowiedzenia słów i poskarżenia się mamie, tacie, bratu czy siostrze była nie do wytrzymania. Dlatego był tak pewny swego, pewny, że nikt mu nie jest w stanie zagrozić. Na początku zaskakiwał dobrocią, potem już tylko następowały przeciwne czyny. Ostrożnie i przezornie, bez większego pośpiechu rozpinał guziki od koszuli. Najpierw zajmował się swoimi, potem przechodził do ubrań swojego wybranka. Nieważne dla niego było to, że ta druga strona nie jest chętna do tego typu współżycia. Wszystko dostawał przemocą. Był osobą destrukcyjną. Zawsze kiedy dobierał się do ciała chłopca, daleko za siebie chował koloratkę, sutannę. Wszelkie ubrania i symbole związane z jego posługą i religią skrywał głęboko, by nie patrzeć i nie widzieć tego wszystkiego, kiedy łamał kolejne prawa i nakazy. Sam ułożył sobie własny dekalog, w którym były tylko przykazania nawołujące do zła. Wstydził się, ale i tak nie przestawał. Na ciałach chłopców zostawiał wiele znaków świadczących o tym, że doszło do zbliżenia. Robił to wszystko sprawnie i szybko. Kończył zawsze tak samo, po czym wychodził do łazienki, wycierał się ręcznikiem albo napuszczał wody do wanny. Przychodził w samej bieliźnie i otwierał drzwi. Wtedy pozwalał wyjść. Stworzył więzienie, swoje własne. Był w nim szefem, dozorcą i wykonawcą wszelkich czynności. Nigdy nie pozwolił, by ktoś za niego przejął inicjatywę. Spełniał się wewnętrznie, ale i wyżywał. To na niewinnych dzieciach brał odwet za swój ból, niespełnienie, rozdarcie i niesprawiedliwość, która spotkała go w dzieciństwie. Tylko zadając komuś rany, mógł dalej żyć. Nie potrafił uporać się z własnymi problemami, starał się nimi tylko dzielić z innymi nie poprzez rozmowę, lecz przez dotyk. Dotyk, który ranił, który sprawiał, że druga osoba, często ta dużo młodsza, płakała. Nie były to łzy z powodu szczęścia, ale z jego utraty. Zawsze w pamięci, niewymazany, dobrze znany. Nigdy niezapomniany...
– Proszę o nic nie pytajcie, już mnie o nic nie pytajcie. Po prostu przeczytajcie zeznania, to, co jest w papierach, na tych zapisanych kartkach. Nie pytajcie, czytajcie.
Takie słowa padały z moich ust jako ostatnie przed wyjściem z komendy głównej. Wychodziłem pełen łez, smutku i strachu. To on był w tym całym bólu najgorszy. To poczucie niepewności, niewiedzy. Schodziłem pomału, nie spiesząc się już nigdzie. Trzymałem się metalowych barierek, które były zamontowane przy schodach. Ręce zimne i spocone, obok mama, która nic nie mówiła, razem ze mną pokonywała kolejne stopnie. Wreszcie wyszliśmy, otworzyliśmy drzwi i zostawiliśmy całą sprawę za drzwiami budynku policji. I myślałem, że mój kierunek jest jasny, prosto do samochodu...


Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja